wtorek, 30 lipca 2013

The best day of my life - 18/06/13. GREEN DAY in ATLAS ARENA, Lodz (czesc opisowa)

Mimo, że to już ponad miesiąc minął od wspaniałego koncertu w Łodzi postanowiłam dać Wam relację z niego. Otóż odbyło się to od 2 godzinnego czekania na koncert, gdyż ja wraz z moją przyjaciółką Karoliną jechałyśmy z Działdowa o 5, byłyśmy w Łodzi Kaliskiej o 10:50. Później tułałyśmy się po Łodzi, żeby znaleźć transport na ulicę Janka Krasickiego.. Co później okazało się, że to Ignacego Krasickiego.. Normalnie byłyśmy tak wkurzone, że dopiero przed 13 trafiłyśmy do hostelu.

Dobra, zbliża się 14.. Wychodzimy stamtąd na tramwaj, później przesiadka do autobusu.. No i pół godziny jazdy w stronę Dworca, bo zaraz przy dworcu znajduje się Atlas Arena. Dobra.. Jesteśmy już tak blisko, zaledwie kilka metrów od Atlas Areny. Pierwsza reakcja jaką miałyśmy to "O Boże, ile ludzi!".. Takie tłumy, ale gdyby nie Konrad Liszczyk i Karol Kidawa (członkowie zespołu First to last) pomogli nam przejść przez barierki i stać zaledwie kilka metrów od wejścia do Atlas Areny, to stałybyśmy na samym końcu tej długiej kolejki. Dlatego Karol i Konrad, serdecznie wam dziękuję.

Dalej, jeszcze 2 godziny czekania, aż zaczną nas wpuszczać do budynku. Aczkolwiek najgorsze było to, gdyż płyta i golden circle mieli stać pod wejściem 25 dobrze pamiętam.. Jakiś człowiek z organizacji wszedł i powiedział, że to nie to wejście i podał inne.. Wszyscy taka panika, połowa pobiegła pod tamte miejsca.. A za chwilę wraca ta sama osoba i mówi, że wejście 25 jest aktualne.. To wszyscy powiedzieli siarczyste "Ch*j Ci w d*pę".

Dobra, wybiła 18.. Wpuszczają nas do środka. Ludzie tak się pchali.. W dodatku było tak gorąco, a ani kropli wody.. Tzn stały jakieś wody, ale to nie były moje i Karoliny. Kontynuując.. Tak umierałam z pragnienia, że wzięłam sobie czyjąś wodę ze zgrzewki i piłam.. Karolina pyta się mnie:
-A skąd Ty masz tę wodę?
- Stała, to sobie wzięłam. :D

Będąc już wewnątrz AA*, schodzimy po takich schodach i biegiem pod barierki na płycie. Świetne miejsce miałyśmy, wszystko prawie, że widziałam. ^^ Dodam, że z zakręconą wodą nie można było wchodzić, musiała być odkręcona.. Ale gdzie tu, jak ludzie się pchają, to bym porozlewała.. Od razu śmiem stwierdzić, że organizacja była do kitu. Po godzinie czekania wybiła już 19 i wchodzi Support: All Time Low. Z okazji urodzin Jack'a to śpiewali Happy Birthday to you. I on powiedział, że jeszcze nigdy nie sypiał z polską dziewczyną, ale zapewne po wtorku to się zmieniło, heheh. :D

Na zegarkach wybiła już 20:00.. Zaczyna się ściemniać.. Rozświetliły się lampki, które tworzyły napis GREEN DAY. Nareszcie z głośników słychać 99 revolutions.. Nagle wybiega Billie Joe.. Tłum zaczął się bardziej pchać.. Reszta chłopaków, czyli Mike i Tré zajmują swoje miejsca. No i zaczyna się koncert! Było świetnie dodam już któryś tam raz z rzędu. Powiem też, że było strasznie duszno tam i po 30min tak mi się pić chciało, myślałam, że zgon tam zaliczę. W końcu, nie patrząc już czyja woda tam stoi.. Wzięłam ją sobie, bo przy barierkach były takie "podesty", żeby ochrona mogła wyciągnąć mdlejących ludzi, to tam stała woda czyjaś, ale już nie patrzyłam na to.. Spragniona byłam, ale nie tylko ja. Osoby w pobliżu mnie także.
Po godzinie koncertu, Ci z organizacji zaczęli myśleć to dawali wodę ludziom.. To tyle w kwestii wody.

Doczekałam się ulubionej piosenki: "Stray heart".. A płakałam przy "Wake me up when september ends", "Missing you" i "Brutal love". Co do akcji fanów: Wręczyliśmy flagę Polski Billiemu z naszymi zdjęciami, moje jest jest zaznaczone w kółko. Przy piosence "King for a day" kucaliśmy.. Tak fajnie było.
Kontynuując - to był najpiękniejszy dzień w moim życiu.
My dream come true. ♥


AA - Atlas Arena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz